(Nie) grzeczne dziewczynki i dobre wróżki, czyli jak to się zaczęło

Ciekawe, że najczęstszym pytaniem jakie ostatnio słyszę nie jest: ile dostaniemy zdjęć?, czy nawet, o zgrozo! masz czas umówić się na piwo?;), tylko a powiedz, jak to się stało, że zaczęłaś fotografować?

No więc już odkąd zaczęłam raczkować nie rozstawałam się ze swoją smieną, alfabetu uczyłam się na książkach Dederki..
Eeeh, no dobra, chyba komuś podebrałam życiorys;)

Tak naprawdę to jestem niespełnionym talentem literackim. Już jako siedmiolatka opublikowałam swoją pierwszą powieść:


moja pierwszafascynujacaniezwyklamrocznapowiesc

Niestety, z ogromną stratą dla polskiej i światowej literatury pięknej, drugiej ani trzeciej nie było.

A co do zdjęć, to rzeczywiście miałam kiedyś jakąś smienę. Ale jedyne zdarzenie związane z nią jakie pamiętam, to to, kiedy po wycieczce klasowej zostawiłam ją w autokarze. Bałam się wrócić do domu i powiedzieć o tym rodzicom, więc schodziłam całe Bródno szukając na listach lokatorów nazwiska mojej wychowawczyni, w nadziei, że może ona będzie wiedziała jak się skontaktować z kierowcą autobusu.

Potem było długo długo długo nic. Nie licząc wakacji, kiedy w wieku nastu lat znalazłam gdzieś w szafie starego kijewa, kupiłam czarnobiałą klisze i postanowiłam, że będę robić zdjęcia artystyczne. Wyszła z tego taka przeraźliwa kiszka, że obraziłam się na tego kijewa na śmierć. I nie uwierzyłabym wtedy za nic, że fotografia kiedykolwiek do mnie wróci .

No ale w końcu przyszedł Internet i Allegro i pojawiła się potrzeba przenoszenia obrazów na ekran komputera. Pomyślałam sobie – co mi szkodzi – kupię sobie ten aparat.

Był marzec 2002 – zaczęłam szperać po necie, wyszukiwać opinie. W końcu wybrałam Olympusa Camedie 2020. Kiedy przeglądałam aukcje na Allegro, moją uwagę przykuł jeden sprzedający. W dość specyficzny sposób reklamował swoje towary (ta minolta, to naprawdę świetny aparat, ale raczej nadaje się dla dziecka. Sprzedaję, bo generalnie wolę olympusy), no ale przede wszystkim wydał mi się profesjonalnym fotoamatorem. Postanowiłam więc napisać do niego z prośbą o radę, czy mój wybór ma sens.

Odpisał, że tak, oczywiście. Olympus to świetna marka, a seria Camedia to już w ogóle. On zresztą tydzień temu właśnie kupił aparat z tej linii, ale oczko wyżej: C-4040. To naprawdę świetny model – ma to i to, i to. Tu rzucał hasła takie jak jasność obiektywu i inne, które wtedy nic mi nie mówiły – i przekonywał, że naprawdę warto wydać te tysiąc dwieście więcej.

Napisałam, że zapewne ma rację, ale już się nakręciłam i chce kupić aparat teraz zaraz, a na dziś tyle kasy nie mam, więc pozostanę jednak przy swoim wyborze.

Bardzo szybko dostałam odpowiedź – a był to jego drugi, może trzeci mail do mnie! – że w takim razie, to on mi pożyczy!!

…..

Wiedziałam, że grzeczne dziewczynki nie przyjmują takich propozycji od nieznajomych panów, podejrzewam też, że gdybym miała wtedy na swoim koncie pełną kwotę, nie wydała bym blisko trzech tysięcy na swój pierwszy aparat – malutki kompakt do tego. Ale po prostu nie mogłam sobie odmówić wzięcia udziału w tym niesamowitym przejawie bezinteresowności i dobrej woli..

W dziesięć minut tysiąc dwieście złotych znalazło się na moim koncie i jeszcze w tym samym tygodniu stałam się szczęśliwą posiadaczką nowiutkiego Olympusa C-4040.

Olek



Przy przelewie było oczywiście imię i nazwisko przelewającego, ale wtedy jakoś niewiele mi ono mówiło. Wrzuciłam jednak dane w google i jakież było moje zdziwienie, że ja przecież znam tego pana! Z telewizji!

Moją dobrą wróżką okazał się Krzysztof Leski – dziennikarz i publicysta.

Z Krzyśkiem i jego dziewczyną Kasią utrzymujemy od tego czasu może nieczęste, ale regularne kontakty. Ostatnio byliśmy na spacerze w lasku kabackim:


KalinaStudio
KalinaStudio
KalinaStudio
KalinaStudio
KalinaStudio
KalinaStudio

A co było dalej z Olkiem, ze mną i fotografią, opowiem w następnym odcinku;)

6 Responses to “(Nie) grzeczne dziewczynki i dobre wróżki, czyli jak to się zaczęło”

  1. Anonymous Says:

    Jeszcze ktoś pomyśli, że jakiś bezinteresowny jestem ;) A ja na chłodno kalkulowałem: sam mam Olka C4040, baba wyraźnie ma zacięcie, jeśli kupi taki sam aparat, to za miesiąc mi doradzi, jak go ustawiać – itd. Wszakże z powodu mojego wrodzonego lenistwa nic z tego nie wyszło, bo nawet nie próbowałem się dowiedzieć…

    K.L.

  2. Kalina Says:

    Krzysiek:)Sam dobrze wiesz, że wciąż jesteś mocniejszym sprzętowcem ode mnie:) Więc musisz chyba wymysleć lepszą wymówke aby podtrzymać wizerunek interesownego kalkulanta;)

  3. Anonymous Says:

    Wiedze, ze od dziecka Twoja dusza rozumie mroczne klimaty! Nie ograniczaj sie – napisz horror i zilustruj go fotami :)

  4. miklo Says:

    Kiedyś już gdzieś opisywałaś tą historię. Aż się nie chce wierzyć :D I pokaż te foty z Olka. Pamiętam je, ale pokaż „młodym” ;-) Dzielnie sobie radziłaś z Czarkiem i resztą na prfc i wyszłaś na czoło – co widać po obecnych pracach. Fiu fiu :D

  5. Maciej Służenko Says:

    A wydawałoby się, że takie rzeczy to tylko w Erze. Fajna historia. Miło słyszeć, że są ludzi, którzy robią coś ot tak…. sprawiając innym wielką frajdę. Pozdrawiam….

  6. Anonymous Says:

    Ciekawa historia, ciekawy człowiek ten Krzysztof, ma facet dar przewidywania! :) Czekam na dalszą część Twojej historii romansu z fotografią, choć jakieś malutkie jej fragmenty znam.

    I jestem pod wrażeniem powieści grzybowej, talentu i zacięcia.

    Melka

Leave a Reply