Archive for listopad, 2008

Strona 1 z 11

Zlot Forum Fotografów Ślubnych i okolice sobota, listopad 29th, 2008

26-28 listopada odbył się zlot Forum Fotografów Ślubnych w Karpaczu.

Ale dla niektórych ta impreza zaczęła się już dzień wcześniej. Aby podyskutować o technicznej i artystycznej stronie pracy przy szklaneczce Johny’ego Walkera, wpadli do mnie Kinga, Julia, Niedźwiedź i Wojtek Blindman.

KalinaStudio

W pewnym momencie przypomniałam sobie, że ma przyjść Aga Bogacka, oddać pożyczoną lampę.

Trawestując zasadę nieoznaczoności Heisenberga, można albo przeżyć chwilę, albo w nią zaingerować fotografując ją. I dlatego myślę, że wszyscy dokonaliśmy właściwego wyboru, decydując by drzwi Adze otworzył Niedźwiedź, a cała reszta schowała się w kuchni. Niedźwiedź, witając Agę lakonicznym „wlazła!” wyglądał mniej więcej tak:

KalinaStudio

Jak wyglądała Aga, gdy zobaczyła Niedźwiedzia – wie tylko Niedźwiedź.

O samym zlocie pisano już wiele i pewnie nie raz jeszcze będzie pisane. Ja dla kontrastu będę zwięzła i powiem, że było genialnie. A Marek Bodzioch ma swój styl!

Za to Niedźwiedź i jego przyjaciel Stachu (obaj na zdjęciu poniżej) potrafią rozkręcić każdą (KAŻDĄ) imprezę.

KalinaStudio

Takie poświęcenie ma jednak swoją cenę, dlatego też przez trzy czwarte drogi powrotnej Niedźwiedź leżał niedysponowany na tylnym siedzeniu własnego auta, które prowadził Gary. Stąd jego brak na poniższym zdjęciu, które, jak zgodnie uznaliśmy, stanowi chyba najtrafniejsze podsumowanie całego zlotu:

KalinaStudio

Od lewej: Krzysiek „Tkaczu” Tkacz, Robert „Kamash” Korybut Daszkiewicz i Sebastian „Gary” Małachowski.

Kiedy Niedźwiedź zaczął powoli dochodzić do siebie, chłopcy nabrali ochoty na bułkę z parówką. Zatrzymaliśmy się na pierwszym z brzegu Orlenie – ale tam pani dopiero co włożyła parówki do parówkogrilla czy jak to zwał, a nam nie chciało się czekać – pojechaliśmy dalej. Następna stacja – znów małe rozczarowanie – stacja wyglądała na tak opuszczoną i zapuszczoną, że strach by było korzystać z toalety, nawet więc o parówki nikt nie pytał – nie zatrzymując samochodów znów pojechaliśmy dalej. Kolejne dwie stacje i kolejne zonki w temacie parówek tylko podbiły wszystkim apetyt. Zaczęły się parówkowe fantazje. O parówkach, ale tylko takich ze stacji, takich prawdziwych, skwierczących na grillu stojącym przy kasie. Przecież to niemożliwe, żeby przed nami jechała jakaś ekipa parówkowych skrytożerców i wyjadała wszystkie parówki na trasie Karpacz – Warszawa!

Więc kiedy na piątej już stacji okazało się, że parówki są, wszyscy aż pokraśnieli ze szczęścia – i niedowierzania. Niedługo jednak trwała radość, bo okazało się, że parówki wprawdzie są, ale tylko trzy!!
Przyznam, że sama nie będąc fanką parówek, dotąd o tyle uczestniczyłam w parówkowym rajdzie, że śmiałam się z żartów i kibicowałam chłopakom. Ale stojąc na tej stacji w obliczu trzech parówek i czterech wygłodniałych facetów, zrozumiałam, że oto mam szansę zostać kronikarzem prawdziwie ważkich wydarzeń. Co ich męska solidarność powie w obliczu burczących z głodu żołądków?

Dyskusja była burzliwa. Na ogół padały wyrazy, których z zasady nie używam na tym blogu, więc cytować nie będę.

W końcu odjechaliśmy znów z pustymi żołądkami, ale i nadzieją, że gdzieś muszą być parówki, dla których warto cierpieć głód, trudy podróży i hartować męską przyjaźń.

Parówkowe fantazje rosły na sile. Gary zarzekał się, że zamówi dwie, a Niedźwiedź, że trzy, albo i cztery! I to nie mogą być parówki na byle jakiej stacji, w żadnym podrzędnym barze! Zbyt wiele wszyscy wycierpieli, by iść na kompromis!

W końcu dojechaliśmy do stacji Orlen. Symbolika zatoczonego koła – bo przecież parówkowy rajd rozpoczął się od wzgardzonych parówek właśnie na tej stacji – dawała nadzieję, że właśnie tu historia się dopełni. I nie myliliśmy się! Na stacji były parówki – wprawdzie tylko cztery, ale i aż cztery!

KalinaStudio

Ta chwila wszystkich skłoniła do refleksji:

KalinaStudio

Krzysiek „Tkaczu” Tkacz:
Czasami gonimy za niedoścignionym ideałem. Pomijamy półśrodki, nawet jeśli przysparza to dodatkowego nakładu pracy. W życiu ważne są wsparcie i wspólne dążenie do celu. Nagroda za wytrwałość – bezcenna.

KalinaStudio

Sebastian „Gary” Małachowski:
Gdzie jest czterech mężczyzn, tam nie może być trzech parówek.

KalinaStudio

Robert „Kamash” Korybut Daszkiewicz:
Kiedy snujemy sen ślepca o kolorach, przemierzając bezkresne bezdroża, bez skazy kompromisów, bez jęków narzekania, wciąż mamy odwagę by iść za głosem serca, aby na koniec móc delektować się smakiem sosu tysiąca i jednej wysp..

KalinaStudio

Mariusz „Niedźwiedź” Spruch:
Gdzie stacji sześć, tam nie ma gdzie parówki zjeść!

Ta historia byłaby piękną pointą przygody okołozlotwej. Jednak życie bywa zaskakujące – nawet dla fotografów ślubnych – i dopisało swoje zakończenie.

Kiedy wróciliśmy do przyziemnych spraw i zaczęliśmy rozliczać koszty podróży, okazało się, że …. okradliśmy stację benzynową!

A było tak: Niedźwiedź myślał, że za tankownie płacił Gary. Gary myślał, że ja płacę, bo mnie widział przy kasie, podczas gdy ja kupowałam tylko czipsy. No a ja myślałam, że oni płacą.
Po tej zuchwałej kradzieży udaliśmy się całą czwórką – bo Niedźwiedź regenerował siły w aucie – na tejże samej samej stacji na pierogi i zupę węgierską.
A później jeszcze była sesja zdjęciowa do zdjęcia „Moc Jakość Zysk” zamieszczonego wyżej.

Ciąg dalszy, czyli odkręcanie przekrętu (a tak zawsze chciałem być twardym facetem – westchnął Gary), to może już na blogu Niedźwiedzia.

Dziewczyny z inicjatywą:) (Girls with initiative:) sobota, listopad 22nd, 2008

Kilka tygodni temu napisały do mnie dziewczyny spotykające się regularnie co miesiąc, już od dwóch lat. Pisały, że na te spotkania zapraszają zawsze jakąś ciekawą osobę, kobietę, która odniosła sukces i może się z nimi podzielić swoją wiedzą, doświadczeniem. Może czegoś nauczyć. No i że w związku z tym chciałyby zaprosić mnie, abym poprowadziła coś w rodzaju warsztatów.
Naprawę tak pisały, nic nie zmyślam;)

No i dziś byłam.
Opowiadałam o wywoływaniu rawów, kalibracji monitora, kręceniu kolorów, przyciemnianiu ust, usuwaniu podwójnego podbródka, amputacji kończyn, dłoniach, kadrze amerykańskim, motylku pod nosem u Marleny Dietrich, malowaniu światłem, firankach z Castoramy, szumach i ziarnie, zaletach Canona, wadach Nikona;)), przysłonach, magii 85L, cenach, trudnych klientach, kompaktach, średnim formacie, rozpiętości tonalnej, mocnych punktach obrazu, złotym podziale, łapaniu momentu, Henrym Cartier-Bressonie, repoglamurze, prawdzie w fotografii, muzeum Guggenheima i efekcie czerwonych oczu.

Rany, dziewczyny! Podziwiam was:))

Miały być dwie godziny, wyszły blisko cztery. Na koniec trochę praktyki, czyli jak się zdjęcia robi i obrabia.

Krótki pokaz magii 85L – obiektywu, który robi zdjęcia sam – inauguruje Marta, nasza gospodyni:

——————————————————————

A few weeks ago I received a letter from a group of young women who have hold regular meetings once a month for two years now. Each time they invite a special person for such a meeting – a successful woman who could share her experience and knowledge with them and perhaps teach them something. So they wrote to me asking if I could come and conduct a workshop for them.
They really wrote that, I swear I’m not making this up;)

So today I went to the meeting.
I told them about RAW conversion, monitor calibration, about how to punch up the colours, darken the lips, reduce double chin. I told them about amputating limbs, palms. About an american shot, a butterfly under Marlena Dietrich’s nose, about painting with light, about lace curtains from Castorama, about noise and grain, the assets of Canon and drawbacks of Nikon ;)), about aperture value, the sheer magic of 85L, prices, difficult clients, point-and-shoot cameras, medium format, tonal range, strong points of a picture, golden section, decisive moment, Henri Cartier-Bresson, repoglamour, what is truth in photography, about Guggenheim Museum and red-eyes effect.

Gosh, girls, I do admire you!:)

The meeting was supposed to last two hours. It lasted almost four.
We ended with some practical issues of taking photos and post-processing.

Marta, the hostess of the meeting, was the first for a short demonstration of possibilities of 85L, the Magical Lens, which takes photos all by itself:

KalinaStudio
KalinaStudio
KalinaStudio
KalinaStudio
KalinaStudio
KalinaStudio

.. Agnieszka mocno sobie wzięła do serca moje wywody o świeżości spojrzenia:

——————————————————————

.. Agnieszka clearly took to heart what I said about the importance of a „fresh look”:

KalinaStudio
KalinaStudio
KalinaStudio
KalinaStudio
KalinaStudio

Thanks, girls:)

Marta i Konrad czwartek, listopad 20th, 2008

Marta i Konrad są tak zjawiskową i magnetyczną parą, że oczu od nich nie można oderwać.
Co tu dużo mówić – zapraszam do oglądania.

——————————————————————

Marta and Konrad are such an attractive and engaging couple that you simply can’t stop looking at them.
Well, I think it says everything – just see for yourself.

TKalinaStudio
KalinaStudio
KalinaStudio
KalinaStudio
KalinaStudio

Lucyna i Wojtek środa, listopad 19th, 2008

Lucyna i Wojtek wzięli ślub w zeszłym roku 17 sierpnia. Spokojnie, spokojnie – aż takiego opóźnienia w oddawaniu zdjęć to nie mam:)
W tym roku spotkaliśmy się ponownie – w przepięknym, starym, drewnianym domu rodziców Wojtka w Białymstoku.
…i mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze nie raz, i nie dwa:)

Ale po kolei. Najpierw mały set ze ślubu:

——————————————————————

Lucyna and Wojtek got married on August 17th 2007. Don’t worry, I’m not that far behind the schedule with delivering your wedding photos :)
This year we met again – in Białystok, in a beautiful old wooden house belonging to Wojtek’s parents.
And I do hope that we’ll meet again. And again… :)

But one thing at a time! Firstly, a short set of wedding photos:

KalinaStudio
KalinaStudio
KalinaStudio
KalinaStudio
KalinaStudio
KalinaStudio
KalinaStudio
KalinaStudio

.. w takim niezwykłym, klimatycznym domu z duszą, zdjęcia robią się same ..

——————————————————————

.. in such an special place, in an atmospheric house with a soul
photos take care of themselves, you don’t have to do anything ..

KalinaStudio
KalinaStudio
KalinaStudio
KalinaStudio
KalinaStudio
KalinaStudio

A tu już na szybko improwizowany, krótki białostocki plener małżeński:

——————————————————————

And now a short marital outdoor session improvised on the spot:

KalinaStudio
KalinaStudio
KalinaStudio
KalinaStudio

mała katastrofa na kalina-studio.com poniedziałek, listopad 17th, 2008

.. za kilka dni znów powinno wszystko działać – i strona, i wszystkie zdjęcia na blogu się pojawią, ale na razie jest jak jest.

Wygląda na to, że baza danych jest nie do uratowania, czyli między innymi wszystkie rekomendacje moich Par poleciały w kosmos. Cóż, będę zbierać nowe – chyba, że ktoś chciałby dodać jeszcze raz stare – to proszę na maila:)

zadusznie niedziela, listopad 2nd, 2008

Dziwnie refleksyjne te święta, co właśnie minęły. Choć i tak dla mnie zawsze były raczej spokojne i rozlewające się gorącym woskiem w wieczornonocne spacery po Cmentarzu Bródnowskim, niż nerwowe i tłoczne z brakiem miejsc do parkowania i objazdami całej Warszawy. Bo w Zaduszki Cmentarz Bródnowski jest całkiem inny – bez względu na pogodę ciepły od zniczy. I śmierć jest tam tak oswojona – w spokojny, niehalloweenowy sposób.

Kiedy byłam mała maczałam palce w wosku robiąc grube woskowe naparstki.
Kiedy byłam większa zresztą też.

A dziś myślałam o moim Dziadku. Byłam jego ukochaną wnuczką – Nulką.
I całkiem niedawno uświadomiłam sobie, że pierwsze zdjęcie które zrobiłam, z którego byłam zadowolona – tym zadowoleniem podszytym nadzieją na coś więcej – zrobiłam właśnie jemu. Gdzieś tak latem 2002, zdjęcie robione moim pierwszym kompaktem.

KalinaStudio

To nic, że pokazując wtedy moje pierwsze fotograficzne dokonania w necie, zostałam równo obśmiana. Człowiek w końcu uczy się na błędach.

Dziadek umarł półtora roku temu. A dzień po jego pogrzebie spotkaniem z Julią, Asią Siwiec, Pchełką i Agą Bogacką rozpoczęło się najniezwyklejsze półtora roku w moim życiu.
Wielu wyjątkowych ludzi poznałam, swoje przeżyłam, bardzo dużo się nauczyłam. Fotograficznie i tak po ludzku.

Dziadek uwielbiał po tysiąckroć opowiadać, jak to spacerując ze mną musiał za każdym razem omijać szerokim łukiem wszelkie Kioski Ruchu. Bo jak zobaczyłam jakiś, nie odpuszczałam, ciągnęłam go za rękaw i było: kup mi niećkę! kup niećkę! W tłumaczeniu z nulkowego na dorosłe – książeczkę chciałam. Potem prosiłam Dziadka, żeby mi czytał tą książeczkę po kilkanaście razy, aż umiałam ją na pamięć.

Jak już miałam trochę więcej lat i czytałam sama, też nie mogłam się odkleić jak trafiłam na dobrą książkę. Było i tak, że po ostatniej stronie zaczynałam czytać od początku, szukałam najlepszych fragmentów, wymyślałam obsadę filmu.

Ciężko mi było pojąć, choć przecież to takie oczywiste, że aby móc zacząć czytać nową, starą muszę zamknąć i odłożyć na półkę.

Chyba niewiele się zmieniłam.

Strona 1 z 11