Archive for the ‘publikacje’ Category

Strona 1 z 212

mój artykuł w książce Komputer Świat Ekspert czwartek, listopad 24th, 2011

Niedawno ukazała się książka wydawnictwa Komputer świat Ekspert, a w niej – mój artykuł o fotografowaniu pleneru i oczywiście zdjęcia.
Zapraszam do Empiku:-))

Anna Kalina
Anna Kalina
Anna Kalina Ciesielska

facebook

Dołącz do mnie na Facebooku!

Fotografia ślubna w Radiu PiN czwartek, wrzesień 16th, 2010

fotografia ślubna w radiu PiN

Radio PiN zaprosiło mnie do cyklu rozmów o fotografii ślubnej.
Pierwszego odcinka można będzie można wysłuchać w najbliższą niedzielę 19-go września, w magazynie foto-graficznym Radia PiN, gdzieś w okolicach godziny 15.45.

Debiutując na radiowej antenie trochę chyba byłam stremowana, sama ciekawa jestem jak to wyszło:)
W każdym razie – zapraszam serdecznie.

Radia PiN można słuchać:

w Warszawie i okolicach na 102 MHz
w Łodzi na 102,3 MHz
w Poznaniu na 93,9 MHz
we Wrocławiu na 103,7 MHz
w Kielcach na 92.9 MHz.

Oraz oczywiście przez Internet.

Edit:
A dla tych, co przegapili empetrójka tu.

Komputer Świat Ekspert wtorek, czerwiec 22nd, 2010

W czerwcowo-sierpniowym numerze Komputer Świat Ekspert artykuł Krzysztofa Tomicza o fotografii ślubnej.

Mimo kilku uproszczeń i nie do końca trafionych wniosków (zwłaszcza w akapicie poświęconym plenerowi) jest to całkiem rzetelnie opracowana publikacja, traktująca o podstawach know-how fotografii ślubnej.

W artykule wypowiedzi moja (poniżej), Adama Trzcionki i Niedźwiedzia.
Artykuł bogato ilustrowany zdjęciami naszymi i autora tekstu.

Komputer Świat Ekspert

O fotografii ślubnej dla Mensy Polskiej czwartek, czerwiec 10th, 2010

 fotografia ślubna Mensa Polska Kalina

Jakiś czas temu redaktor naczelna biuletynu Mensy Polskiej zapytała mnie czy bym nie napisała artykułu o swoich fotograficznych doświadczeniach.

Pomyślałam, że oto w końcu przyszedł dobry pretekst by dopisać dawno obiecaną drugą część tekstu o moich początkach fotograficznych.
(Pierwsza część, czyli opowieści o nie/grzecznych dziewczynkach, dobrych wróżkach i mojej stłumionej w zarodku karierze literackiej TU)

Poniżej całość artykułu jaka ukazała się w majowo-czerwcowym wydaniu biuletynu Mensy.
Ze strony Mensy można ściągnąć PDF – niestety trochę waży i zdjęcia w kompresji mocno tracą.


Anna Kalina Ciesielska


Na mensańskie walne w 2004 zabrałam do Kwiejc swój drugi w życiu aparat (przygoda z pierwszym była krótka, a rozstanie bezbolesne).
Robiłam zdjęcia wszystkim i wszystkiemu, a nie dość że miały nomen omen ręce i nogi, to wyszły całkiem przyzwoicie ostre i często zabawne i do tego miały szansę zaistnieć na łamach niniejszego biuletynu.

Nie więcej niż miesiąc później odezwali się do mnie Renata i Radek z Mensy. Nie było ich na walnym, ale widzieli zdjęcia. Bardzo im się spodobały, a że planowali niebawem swój ślub, zapytali: nie zachciałabyś być naszym fotografem? Byłam, nie wiem co bardziej, przerażona czy szczęśliwa. Nie miałam doświadczenia, sprzętu i większego pojęcia jak wygląda od kuchni fotografowanie ślubów, ale odpowiedź „sorry, nie dam rady” to były ostatnie słowa, jakie przychodziły mi do głowy.

Kalina

Fotografia ślubna pociągała mnie od dawna, bo na równi sprawiały mi przyjemność i olbrzymią satysfakcję dwie rzeczy: fotografowanie ludzi i ich emocji oraz to, jak pozytywnie ludzie reagują na siebie na moich zdjęciach. Fotografia ślubna!! I tak sobota w sobotę przechodząc pod kościołem na placu Narutowicza patrzyłam na pary młode, próbując im telepatycznie przekazać, że oto tu jestem ja – Kalina – że zrobię im dobre zdjęcia, że może warto dać mi szansę. Aż zdarzył się cud na który czekałam, w postaci Renaty i Radka.
Wiedziałam, że cudów nie można ignorować, bo Pan Bóg się obrazi i nie ześle następnych. I tak zostałam fotografem ślubnym.

A następny cud objawił się już za kilka miesięcy.
Ale zanim do niego doszło postanowiłam dodać rozpędu mojej karierze fotografa, założyłam firmę i przede wszystkim zaczęłam myśleć o powiększeniu mojego ślubnego portfolio. Zorganizowałam sesję ślubną. Modelkami były koleżanki z Mensy. Największy problem był z sukniami ślubnymi, a ciężko robić zdjęcia ślubne bez nich. Potrzeba matką wynalazku – owinęłam dziewczyny w prześcieradła i specjalnie zakupioną na tę okazję w Castoramie firankę.

A wspomnianych kilka miesięcy później zadzwonił ktoś z magazynu „Moda na Ślub”, że piszą reportaż o niekonwencjonalnej fotografii ślubnej i czy nie chciałabym dać tam swoich zdjęć i krótkiej wypowiedzi. I tak Ania Kiełkowska – Romaniuk, dziś piastująca w Mensie poważną funkcję koordynatora ds. członkostwa, zaistniała w 2005 roku na stronach niczego nieświadomej „Mody na Ślub” owinięta w firankę, dziewiętnaście złotych z metra.

fotografia ślubna

Dziś wygląda to jak jakaś nieprawdopodobna bajka i myślę, że jest w tym jakaś prawda.

I tak na przykład z jednej strony mogłabym powiedzieć, że nie mając przygotowania fotograficznego, pewnego dnia po prostu postanowiłam kupić aparat zaczęłam robić zdjęcia i tak jakoś wyszło, że mi się udało.

Ale z drugiej strony mogłabym też powiedzieć, że całe życie przygotowywałam się do tego, żeby zostać fotografem, pochłaniając najpierw książki, a potem całki i filmy.
Mówiąc bardziej opisowo, czuję się w dużej części matematykiem, który graficznie komponuje kadry, szukając w nich środka ciężkości, równowagi i rytmów. Ale i widzę jak setki godzin spędzone w warszawskim Iluzjonie owocują poszukiwaniami „filmowych kadrów”, czy też myśleniem o konstruowaniu reportażu ślubnego jak o montowaniu filmu.

A wracając do cudów i bajek, to naprawdę miałam dużo szczęścia startując, kiedy rynek fotografii ślubnej w Polsce się rodził, bo dało mi to szansę rozwijania się razem z nim. I rok w rok zadawałam sobie pytanie, czy zrobię jeszcze coś ciekawszego, coś nowego, czy będę tylko odcinać kupony od tego co osiągnęłam? Czy w ogóle jest możliwe, żebym mogła robić lepsze zdjęcia?

Jakby pyszałkowato to pytanie nie brzmiało, jego akcent był zawsze stawiany na zaimek „ja” i granice moich możliwości i poszukiwań. Tak się jednak zawsze szczęśliwie składa, że co roku pojawia się jakiś przełom czy odkrycie, które wrzuca mnie na nowe tory.

Krótki chronologiczny przegląd ważnych dla mnie rzeczy:


Ślub Renaty i Radka fotografowałam kompaktem, zaawansowanym modelem Olympus C-8080. Lustrzanka była wtedy dla mnie wielką niewiadomą, nie zdawałam sobie sprawy z jej zalet i możliwości. Kiedy pożyczonym modelem 300D Canona z podpiętym obiektywem 50mm 1.4 zrobiłam swoją pierwszą sesję, wiedziałam, że nie ma odwrotu. Zapożyczyłam się, ale w ciągu tygodnia stałam się właścicielką 350D i obiektywu 50mm.
Dziś oczywiście nie wyobrażam sobie pracy nie tylko bez lustrzanki, ale i bez dobrej lustrzanki pozwalającej swobodne fotografowie na wysokim ISO przy świetle zastanym, w trudnych warunkach oświetleniowych, które są nieodłącznym atrybutem pięknych, ale najczęściej ciemnych polskich kościołów.

Często słyszę od świeżych posiadaczy lustrzanek, że są rozczarowani, bo kompaktem robili lepsze zdjęcia. Czemu się nie dziwię – kompakt zaprojektowany został jako uniwersalna maszynka, która całkiem nieźle sobie radzi i daje ładny obrazek, zwłaszcza w dobrych warunkach oświetleniowych. Lustrzanka jako narzędzie dużo bardziej specjalistyczne, po pierwsze wymaga wprawy od użytkownika. Po drugie, aby lustrzanka mogła dorównać uniwersalnością kompaktowi, czyli fotografować makro, portrety, architekturę, krajobrazy, potrzebna jest solidnych rozmiarów walizka obiektywów.

Lustrzanka i kitowy obiektyw z którym zazwyczaj jest sprzedawana, to niestety najczęściej porażka na wstępie i uzasadniony żal za kompaktem.
Mój idealny i jednocześnie budżetowy zestaw dla początkującego lustrzankowca, to najlepsze body na jakie budżet pozwala + obiektyw 50mm z jasnością w okolicach 1.4-1.8

Obiektyw o ogniskowej 50mm ma najkorzystniejszy ze wszystkich obiektywów stosunek jakości obrazu do ceny. Wynika to z tego, że ogniskowa 50mm najbardziej odpowiada temu co widzi ludzkie oko, inaczej mówiąc nie oddala obrazu, ani go nie przybliża, a więc jego produkcja nie jest tak skomplikowana jak teleobiektywów czy obiektywów szerokokątnych. A dzięki swojej jasności, pozwala na uzyskanie małej głębi ostrości i pięknej plastyki obrazu korzystnej między innymi przy portretach. To pozwala poczuć różnicę między kompaktem a lustrzanką i jest dobrym startem dla odkrywania radości fotografowania.

zdjęcia ślubne


Na początku fotografowałam w formacie JPG. RAW, czyli mówiąc skrótowo cyfrowy negatyw, budził mój niepokój i przerażenie. Wiedziałam, że jeśli nie chcę pozostawić w tyle, muszę go oswoić. Pewnego dnia po prostu zacisnęłam zęby i uprzednio zakupiwszy małą biblioteczkę książek o obróbce i filozofii postępowania z plikiem RAW przestawiłam ustawienia aparatu.

Podsumowując wrażenia z tego doświadczenia ciężko nie popaść w patos, bo nie przesadzę jeśli napiszę, że praca z formatem RAW przerosła moje oczekiwania i wyobrażenia na każdym polu.

RAW to nie tylko łatwa kontrola nad balansem bieli i ekspozycją zdjęcia, co jest najbardziej oczywistą zaletą pracy z tym formatem. RAWy i umiejętne łączenia ich kilku wywołań na warstwach w Photoshopie, dają nieprawdopodobne możliwości kręcenia kolorów – od pasteli, przez intensywne, żywe barwy, po wyciąganie pięknych kolorów skóry (skóra wpadająca w czerwień to zmora fotografa ślubnego). Poza tym pozwalają na praktyczne bezstratne panowanie nad naświetleniem i kontrastem poszczególnych partii zdjęcia, co jest znakomitym narzędziem pozwalającym na kierowanie wzroku odbiorcy tam, gdzie go chce poprowadzić fotograf, co uważam za jedną z najważniejszych rzeczy w moim myśleniu o fotografii, a o reportażu ślubnym w szczególności.


Fotograf Martin Schreiber powiedział kiedyś, że dobry nauczyciel nauczy się od swojego studenta więcej, niż ten od niego. To zdanie głęboko zapadło mi w pamięć i choć nie było może ono główną pobudką dla wymyślenia i poprowadzenia wspólnie z moim przyjacielem i znakomitym fotografem Adamem Trzcionką warsztatów fotografii ślubnej, to dla obydwojga z nas stało się mocną realnością.

Bo kiedy się całą swoją wiedzę uporządkuje, przeanalizuje, dostrzec można połączenia, mechanizmy działania, ale i luki, które by warto uzupełnić.
Co innego też jakąś zasadę znać, co innego ją stosować, co innego ubrać ją w słowa i tłumaczyć jak działa, a jeszcze co innego widzieć reakcję ludzi na to wszystko i w końcu dyskutować o tym.

Dodatkowo, choć z Adamem mamy sztamę i mówimy sobie nawzajem o wszystkich pomysłach, odkryciach fotograficznych i nowych technikach, to wymiana doświadczeń z okazji warsztatów zaskoczyła nas tym, jak wiele od siebie nawzajem jeszcze możemy się nauczyć.

I to zarówno jeśli chodzi o myślenie o fotografii w momencie naciskania spustu migawki, jak i cały późniejszy postprocesing, selekcję i obróbkę zdjęć, myślenie o ślubie jako o historii, która ma swój prolog, rozwinięcie zakończenie. Która tak jak film powinna być pomontowana z różnorodnych kadrów – szerokich, wąskich, reporterskich i glamourowych.

To nie jest tak, że fotograf idzie na ślub, robi zdjęcia tego co widzi, potem obrabia najlepiej jak umie, wkleja w album jak leci i do widzenia.
Fotograf ślubny jest jak strateg, który robiąc zdjęcia przewiduje co w jakim miejscu i w jakim świetle (!) się wydarzy, który w tej samej chwili myśli o kadrze, ludziach, emocjach i oświetleniu i jednocześnie nasłuchuje kłapania lustra, bo priorytet przysłony może wykręcać za długie czasy i może trzeba będzie podkręcić ISO.

A potem wraca do domu z całym materiałem i zarządza nim jak rasowy dowódca, który dla dobra ogółu, dla wygrania wojny, gotów jest poświęcić niejeden oddział. Innymi słowy – selekcja, selekcja i jeszcze raz selekcja.
Selekcja jako droga do nie zanudzania odbiorcy, a wręcz budowania w nim napięcia i zaciekawiania co dalej, ale i selekcja jako narzędzie dla wzmacniania mocy poszczególnych zdjęć, przez konsekwentne odrzucanie podobnych kadrów.
Czasami bardzo dobrego fotografa, od tylko przyzwoitego różni jedynie perfekcyjne opanowanie zasad używania klawisza delete.

fotografia slubna Kalina


Powszechna dostępność fotografii cyfrowej wywołała zalew fotografów ślubnych, co niestety zaniża standardy tego i tak wciąż niedocenianego zawodu. Niedocenianego w sensie fotograficznym – bo pomimo mocnego nurtu dobrej fotografii ślubnej w Polsce i na świecie, wciąż jest to dziedzina fotografii postrzegana z perspektywy kotleta.

PSFŚ to grupa ludzi, którzy pokazują, że można inaczej. Że fotografia ślubna to nie brzydkie kaczątko z zezem i platfusem, ale prawdziwa fotografia, z pomysłem i jajem.
Dla mnie osobiście PSFŚ to duża dawka inspiracji i dopalacz, ale przede wszystkim fantastyczni, przyjaźni, otwarci ludzie.

Korzystając z okazji serdecznie zapraszam na wystawę PSFŚ, z którą startujemy już 1 czerwca w największym centrum handlowym na Śląsku – Silesia City Center, a która docelowo ma przewędrować Polskę. Na wystawie będzie m.in. Agnieszka jedząca zapiekankę, dziś debiutująca na okładce.

… a przez te wszystkie powyższe akapity, reprezentujące punkty zwrotne mojego myślenia o fotografii ślubnej, snuje się niczym strumyczek poprzez kamyki i knieje na zdjęciu ślubnym z lat dziewięćdziesiątych, myśl Roberta Capy:


Do tego zdania dojrzewałam latami, ślub za ślubem, zdjęcie za zdjęciem.

Kiedy pierwszy raz je usłyszałam, pomyślałam sobie – ten gość chyba nie słyszał o zasadzie nieoznaczoności Heisenberga.
Przecież dużo lepiej niż z bliska, mogę podglądać ludzi fotografując teleobiektywem. I będzie prawdziwej, bo nie naruszam ich świata.

Dziś myślę, że cały myk polega na tym, żeby jednak w ten świat wejść, ale naruszając go jak najmniej. I choć jest wielka pokusa by go czasem popróbować podrasować fotograficznie, popoprawiać, to jest to pułapka, której efektem są śluby z tygodnia na tydzień fotografowane w ten sam – w końcu w najlepiej wyćwiczony – sposób. Aż pewnego dnia przychodzi myśl, po co wstawać, pakować plecak, iść i fotografować, wystarczy przekleić główki – wyjdzie na to samo.

Dlatego wolę nawet czasem stracić możliwość dobrego zdjęcia, jeśli wymaga to ode mnie ingerencji w wydarzenia. Zyskuję nieprawdopodobnie więcej, szansę dostrzeżenia i sfotografowania unikatowości tego co dzieje się tu i teraz.

W Leonie Zawodowcu Luca Bessona, kiedy Jean Reno przyucza Natalie Portman do zawodu, tłumaczy jej że powinna zacząć od karabinu, bo on pozwala na dystans. Nóż, jest ostatnią rzeczą, której się uczysz, bo im bardziej stajesz się profesjonalistą, tym bliżej możesz podejść.

Anna Kalina Ciesielska

Zostałam Kobietą Olympusa:) / I’ve become an Olympus Woman :) poniedziałek, lipiec 13th, 2009

Spokojnie, na razie nie mam zamiaru wyprzedawać wszystkich moich canonowskich stałek:)
Udział w przedsięwzięciu Świata Obrazu i Olympusa traktuje w dużej mierze jako powrót do źródeł.

Zapraszam do lektury.
Będzie ciąg dalszy:)

—————————————————————————————————————————————————————————————————–

Don’t worry, I’m not going to sell out my Canon primes :)
I see my participation in Świat Obrazu and Olympus project as coming back to my roots.

Here’s the whole article (sorry, there’s only Polish version).
To be continued… :)

Wywiad dla Świata Obrazu / An interview for Świat Obrazu środa, marzec 25th, 2009

Zapraszam do lektury wywiadu ze mną, który ukazał się dziś w Świecie Obrazu.

—————————————————————————————————————————————————————————————————

Today Świat Obrazu published an interview with me. Please check it out. Sorry, you’ve got to know Polish to read it [I hope you know because it makes quite a good read ;)] but have a look even if you don’t because the interview is stuffed with photos :)

Strona 1 z 212