Jaki powinien być następny film Smarzowskiego, czyli do czego prowadzą inspiracje
Od dawna za mną chodziła sesja inspirowana książką, którą czytałam, nie przesadzę pisząc, że z kilkanaście razy.
Książka, która nie jest warta aby ją czytać dwa razy, nie jest również godna, aby ją raz przeczytać. [Blaise Pascal]
***
Pierwszy raz na Niebezpieczne związki pióra Choderlosa de Laclosa trafiłam gdzieś w liceum. Pożarłam książkę jednym kłapnięciem i wpadłam w depresję. Nie mogłam się pogodzić z tym, że ludzie potrafią być tak podli i wyrachowani, a świat taki niesprawiedliwy.
No, ale później dojrzałam.
Może nie tak od razu, ale kilkanaście lat i kilkanaście lektur Niebezpiecznych związków zrobiło swoje.
Każda następna lektura to odkrywanie i akceptacja kolejnych warstw niedoskonałości ludzkiej natury. Bo w końcu nie jesteśmy tacy źli, jesteśmy tylko ludzcy.
Ale moje zakręcenie na punkcie NZ to także, a może przede wszystkim, fascynacja głównymi bohaterami – Valmontem i markizą de Merteuil. Ich listy do siebie, to taki mały psychologiczny teatrzyk autokreacji, perwersyjne obnażanie się i prezentacja swoich walorów jednoosobowej, ale wyrobionej publiczności.
Obejrzałam wszystkie ekranizacje, wedle moich obliczeń było ich cztery, a ostatnio wysłuchałam nawet audiobooka z podziałem na role.
Pewnie moja obsesja na punkcie NZ predestynuje mnie do roli kapryśnego psychofana, którego nic nie jest w stanie zadowolić, no ale oczywiście ja tak nie uważam.
Bo przecież podoba mi się sporo, ale faktycznie nic nie jest doskonałe.
Pierwsza próba z roku 1959, Les Liaisons dangereuses w reżyserii Rogera Vadima z Jeanne Moreau i Gerardem Philipe – niby ma wszystko co do szczęścia potrzebne, bo kto jak kto ale duet młodych Moreau i Philipe świetnie pasuje do głównych ról. Jednak rzecz się wyłożyła na scenariuszu, który przenosząc realia końca wieku XVIII w wiek XX zatracił spójność i logikę akcji.
Dla mnie najsłabsza z ekranizacji.
Druga uwspółcześniona wersja, to Szkoła uwodzenia (Cruel Intensions) z 1999 roku z Ryanem Phillippe w roli Valmonta (zabawna zbieżność nazwisk) i Sarah Michelle Gellar w roli markizy. Tu wyszło dużo lepiej, bo zabawnie i lekko. Ale trochę za lekko – taki inteligentny i dowcipny melodramat dla nastolatków.
Audiobook – pięknie przeczytany z podziałem na role, warsztatowi lektorskiemu nic nie można zarzucić, ale fatalnie skastingowany. Valmont (nawet nie wiem kto go czyta, bo audioteka.pl nie podała listy kredytów i jeśli sam się człowieku nie domyślisz, to pozostajesz w niewiedzy) – flegmatyczny i powolny i tak bardzo niepasujący do roli żywiołowego Valmonta, że trudno wyobrazić sobie kogoś, kto nie pasuje bardziej.
Za to markiza w interpretacji Joanny Jeżowskiej jest cudnie wdzięczna i wyrafinowana, trafiona w punkcik.
(Tak, opinia w audiotece pod NZ pochodzi ode mnie)
Trochę jakby ktoś, kto rozdzielając role był powodowany jedynie warsztatem i dostępnością danego głosu, a nie tym czy jakkolwiek pasuje do roli. A obsadzać powinien ktoś, kto czuje książkę, kto rozumie postaci.
Dlatego weźcie mnie plizz! na pomocnika castingowca przy polskiej adaptacji.
No ale zanim kilka moich kontrowersyjnych pomysłów na listę płac tej wyimaginowanej ekranizacji, dwa słowa o najlepszych adaptacjach dotąd, czyli Milosa Formana z roku 1989 i Stephena Frearsa z roku 1988.
U Formana jest dużo lekkości, świetna obsada głównych bohaterów (w końcu!) – Annette Bening i Colin Firth. Ale znów jest za lekko. A przecież siłą tej książki są jej kolejne odkrywane dna. I tu wygrywa w cuglach Frears, który jako jedyny dociążył film dramatem. Piękna pętla z otwierającą i zamykającą sceną toalety markizy de Merteuil – w tej roli Glenn Close. I choć Glenn Close jest aktorką naprawdę wielkiej miary i w tym filmie stworzyła piękną wielowymiarową kreację, to jednak, w żaden sposób nie jest to książkowa markiza. Ani wyglądowo, ani charakterologicznie. To kobieta dużo słabszej konstytucji psychicznej, brakuje jej też wdzięku i świeżości bohaterki powieści, zastąpionych tu godnością matrony.
Ale za to John Malkovich jako Valmont genialny i do tego obsadzony genialnie. I nawet jeśli nie jest taki jak Valmont siedzący w mojej głowie, to wybaczam mu to całkowicie, bo to jest po prostu wspaniała rola.
Ale film Frearsa zainspirował mnie do pewnego pomysłu. Bo jak tak sobie kombinowałam kogo zamiast Glenn Close obsadziłabym w roli Markizy, wyszło mi, że Michelle Pfeiffer. Tyle tylko, że ona już była obsadzona w tym filmie w drugiej bardzo ważnej roli kobiecej, prezydentowej de Tourvel. A do tego zagrała ją koncertowo.
Wtedy pomyślałam, że to byłoby ciekawie, aby jedna aktorka zagrała te dwie role. Charakteryzacja i przede wszystkim świetny warsztat aktorski, powodowałby że już sama aura definiowałaby te postaci.
Dwa skrajne oblicza kobiecej natury.
I tak sobie zaczęłam wymyślać listę płac dla polskiej ekranizacji.
Na reżysera wzięłabym Wojciecha Smarzowskiego.
I na serio myślę, że to świetny pomysł! On nie spłaszczyłby treści, zrobiłby jakieś swoje dziwne skróty, a film miałaby szansę mieć szorstki klimat epoki.
Z podwójną rolą markizy de Merteuil i prezydentowej de Tourvel mam niejaki kłopot. Bo w sumie idealnie nadawałaby się Magda Cielecka, ale mimo że Magdzie niejedna dwudziestka może urody zazdrościć, to jednak nie wiem, czy różnica wieku nie za duża.
Drugi pomysł to Małgorzata Socha. Przyznam, że nie widziałam jej nigdy na wielkim ekranie w czymś naprawdę fajnym, ale czuje przez skórę, że jest to aktorka, która jeszcze nie do końca pokazała na co ją stać. Jest niedoceniana, traktowana jako ładny ozdobnik sprzedający okładki. A w teatrze Szóste Piętro w Edukacji Rity, naprawdę dała czadu. Tak, że nawet Piotr Fronczewski wypadł przy niej blado. W połączeniu z reżyserią Smarzowskiego .. mogłoby być ciekawie.
Trzecia propozycja to Weronika Rosati. Trochę jej aura divy kina lat czterdziestych zakłóca mi obraz procesu wcielania się w rolę, ale kto oglądał PitBulla ten wie, że to dziewczyna z ogromnym potencjałem.
Za to przy roli Valmonta poszłabym po linii najmniejszego oporu i wzięłabym do niej Marcina Dorocińskiego.
Ten wybór, uważam, nie wymaga żadnego komentarza.
I choć bardzo przywiązana jestem do moich wyborów, to ciekawa jestem waszych pomysłów na obsadę. A może udałoby się zainspirować Smarzowskiego?
Ehh..
I jeszcze tytułem post scriptum. Na potrzeby tego wpisu zapuściłam Google, żeby upewnić się, czy nie ma jakichś ekranizacji, które mi umknęły. I oczywiście okazuje się, że są:
Wierna żona (AKA Game of Seduction) Rogera Vadima z 1976 roku z Sylvią Kristel (tą od Emmanuelle) – to może być ciekawe!
Untold Scandal Lee Je Yonga z roku 2003 z akcją przeniesioną do osiemnastowiecznej Korei.
Dangerous Liaisons, chińska wersja z roku 2012! – doprawdy nie wiem jak mogłam przegapić – w reżyserii Hur Jin-ho.
Trzeci dostępny bez trudu, drugi do kupienia na Amazonie, a pierwszy – cóż, na pewno jakoś znajdę.
***
No tak, a to wszystko tytułem wstępu do sesji, której daleką inspiracją były NZ.
Daleką – choć chmurny Michał wpasowuje się idealnie w moje wyobrażenie wicehrabiego.
Model – Michał Sadowski United for Models
Fryzura – Konrad Klos Hair Emergency
Stylistka – Helena Durda
Make up – Karolina Ciszewska
Za udostępnienie wnętrz Pałacyku Rusieckiego podziękowania dla Polskiej Akademii Umiejętności.
Tags: adaptacja filmowa, Annette Bening, audiobook, Choderlos de Laclos, Colin Firth, Cruel Intensions, Dangerous Liaisons, Edukacja Rity, Emmanuelle, Game of Seduction, Glenn Close, Hair Emigracy, Helena Durda, Hur Jin-ho, Jeanne Moreau, John Malkovich, Karolina Ciszewska, Konrad Kłos, Lee Je Yong, Les Liaisons dangereuses, Magda Cielecka, Małgorzata Socha, Marcin Dorociński, markiza de Merteuil, Michał Sadowski, Michelle Pfeiffer, Milos Forman, Niebezpieczne Związki, Pałacyk Rusieckiego, Piotr Fronczewski, PitBull, Polska Akademii Umiejętności, prezydentowa de Tourvel, Roger Vadim, Ryan Phillippe, Sarah Michelle Gellar, Stephen Frears, Sylvia Kristel, Szkoła uwodzenia, teatr Szóste Piętro, United for Models, Untold Scandal, Valmont, Weronika Rosati, wicehrabia de Valmont, Wierna żona, Wojciech Smarzowski
lipiec 25th, 2013 at 10:48
Świetnie się czyta i, o dziwo, tym razem to zdjęcia są komentarzem do tekstu. Michał sfotografowany ‚kameowo’ zjawiskowy. Markizo Ciesielsko ukłony posyłam.
lipiec 25th, 2013 at 11:47
Miło się ogląda. Świetna stylizacja. Pozdrawiam ciepło.
lipiec 25th, 2013 at 12:17
Na zdjęciach częściowo to widać, ale wnętrze pewnie niesamowicie klimatyczne :)
lipiec 26th, 2013 at 10:03
świetne! chociaż interpretacja 2 ostatnich kadrów jest najlepsza :) pozdrawiam FOTOGRAFICZNY AMOK
marzec 9th, 2014 at 20:34
Świetna sesja, niesamowite fotki, dodaje do ulubionych.